witam. ściąga mnie do Was problem - nie wiem, jak uratować kwiat, którego nazwy nawet nie znam. w szybkim tempie traci liście - żółkną, brązowieją jakby się spalały, odpadają. czasem nawet odpadają pozornie zdrowe. ma mszyce, tzn. takie małe, białe, skaczące cosie, które widać na jego ziemi, zwłaszcza gdy podlewam, na powierzchni wody. liście tracił już poprzedniej zimy, ale mniej niż teraz i gdy nadeszła wiosna ten proces ustał, a nawet całkiem sporo nowych wypuścił. miałem remont jesienią, przeszedł go bez strat, mimo wszędobylskiego pyłu, zakrywania folią w ochronie przed tym pyłem i farbą i przestawiania. ale gdy go ustawiłem na jego miejsce, zaczęło się. myślałem, że to przez zimno, bo to jego miejsce jest pod najchłodniejszą u mnie ścianą, ale przestawienie w pobliże kaloryfera nic nie dało. zresztą dawniej ta ściana mu nie szkodziła. pomysł z kaloryferem wziąłem stąd, że gdy w zeszłym roku taki, zdaje się też fikus benjamina, o drobnych liściach, zaczął je hurtowo tracić, postawienie na parapecie, teżnad kaloryferem spowodowało niemal natychmiastowy koniec utraty liści a nawet dość szybkie przybywanie nowych. nie na tym, którego teraz chcę ratować, ale na fikusie benjamina o konwencjonalnej wielkości liści, który też miał mszyce i też tracił liście, testowałem takie pałki wciskane w ziemię, które ponoć miały pomóc, i aerozol. pałki, odniosłem wtedy wrażenie, jeszcze przyspieszyły tempo utraty liści, a aerozol pomagał na krótko.
napiszcie, proszę, co to za kwiat (zdjęcia niżej) i jak mu pomóc. jak też o niego dbać, co lubi, czego nie.

z góry serdeczne dzięki.