![Shocked :shock:](./images/smiles/icon_eek.gif)
Okazało się, że przyczyną mojej rosnącej nadwagi (i to sporej, prawie 30 kg pod koniec "walki"!) był... kiepski metabolizm węglowodanów. Mając diety oparte na węglach czułam się fatalnie, nawet jedząc swoje minimum energetyczne. Odkrycie tego zajęło mi parę lat, sporo kłótni z lekarzami i jeszcze więcej badań (w większości prywatnych)
![Rolling Eyes :roll:](./images/smiles/icon_rolleyes.gif)
W tej chwili jadam ile chcę, chociaż zauważyłam, że jestem głodna zazwyczaj DO 2000-2500 kcal (w zależności od tego ile ruchu miałam ostatnio). Po zjedzeniu takiej ilości jedzenia (w sumie bez znaczenia czy to sałata czy boczek, byleby kalorie się zgadzały) głód mi sam przechodzi.
Po przejściu na dietę paleo zjadam tyle samo kalorii co wcześniej, ale... schudłam już całkiem paręnaście kilo
![taniec :tan](./images/smiles/taniec.gif)
Z tym, że mi mniej chodziło o względy wizualne, a zdrowotne - mam problemy z kolanami, wraz z nadwagą zaczęły się ciągłe mdłości (a później wymioty), uczucie słabości (w najgorszym okresie 5 km dziennie było dla mnie wyzwaniem), a dzięki dietetykom doszły częste omdlenia. Naprawdę źle znosiłam wszelkie ograniczanie diety.