Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
- maryann
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 4655
- Od: 3 wrz 2007, o 14:31
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Czechy k. Krakowa
Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Oczywiście, mam nad myśli te kupowane, bo jak sam coś uchoduję, to wiem co podsypałem.
Jak myślicie, zakładając może nie najgorsze, ale minimalne spełnianie przez takie atrakcje jak sałata, papryka, ogórki itpd. norm- czy takie artykuły żywnościowe zawierają więcej dobrego(witamin, minerałów) czy raczej złego(pestycydów i nawozów) obciążających organizm, zamiast go wspierać?
Jak myślicie, zakładając może nie najgorsze, ale minimalne spełnianie przez takie atrakcje jak sałata, papryka, ogórki itpd. norm- czy takie artykuły żywnościowe zawierają więcej dobrego(witamin, minerałów) czy raczej złego(pestycydów i nawozów) obciążających organizm, zamiast go wspierać?
Każdy potrzebuje prawdy. Wielu, o ironio, tak bardzo, że zamiast jej poszukać- prawdą nazywają kłamstwo!
- bishop
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 5117
- Od: 4 cze 2008, o 22:54
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: ze wsi/prawie środek Polski
- Kontakt:
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Ja myślę, że jedyną ich zaletą jest zaspokojenie tęsknoty za wiosennymi smakami. Dziecku bym tego nie kupił.
Nie jest to poparte żadnymi wynikami, być może irracjonalne, ale pytałeś "co myślimy", a nie "co wiemy o sklepowych nowalijkach"

Nie jest to poparte żadnymi wynikami, być może irracjonalne, ale pytałeś "co myślimy", a nie "co wiemy o sklepowych nowalijkach"

Pozdrawiam - Krzysiek
Mój czasopożeracz
Mój czasopożeracz
- camellia
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 4512
- Od: 21 mar 2010, o 16:00
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: mazowieckie
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Znam osobę, u której dość ostro żołądek reaguje na wiele zakupionych warzyw (głównie ogórki), w przypadku własnych wychodowanych tak się nie dzieje. Wniosek nasuwa się sam - w tych kupowanych jest duuuużo chemii. Ja na szczęście jestem odporna i po zdedzeniu takich nic mnie nie rusza ale i tak wolę swoje:)
- Waleria
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 3604
- Od: 12 sty 2007, o 11:36
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: Opole
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Kiedyś, gdy syn miał w akwarium rybki, któreś z nich wymagały dokarmiania sałatą, ale tylko taką, hodowaną w sposób naturalny. Koło kupnej mogły pływać, ale traktowały ją, jakby to był kawałek plastiku czy drewna, nie ruszyły jej.
Waleria
- Nalewka
- Przyjaciel Forum
- Posty: 6501
- Od: 30 paź 2006, o 12:42
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Działka na Warmii
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Mój pies jest doskonałym testerem 
Pryskanego (czyli pędzonego chemią, czyli ze sklepu) nie ruszy nawet czubkiem nosa, jada za to niemal wszystkie jarzynki i owoce z działki i okolicznych łąk. Wyżeł, więc ma świetny nos
Jaki z tego wniosek? Ano taki, że jak się nie ma własnych płodów rolnych, to i tak pozostaje nam zaopatrywać się w sklepie. Tyle, że ludzki nos jest kiepściejszy, więc nie wyczuwamy ile i czym nam jedzonko nafaszerowali. Za to nasze wątroby - owszem...

Pryskanego (czyli pędzonego chemią, czyli ze sklepu) nie ruszy nawet czubkiem nosa, jada za to niemal wszystkie jarzynki i owoce z działki i okolicznych łąk. Wyżeł, więc ma świetny nos

"Wyrzuciłem telewizor na śmietnik, a w radiu urwałem gałkę, tak aby nikt z rodziny nie mógł zmienić stacji i teraz jest tylko wasze radio u mnie w domu. I jestem naprawdę wolnym człowiekiem."
- 100krotka
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 5427
- Od: 2 gru 2008, o 20:11
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Podkarpacie - strefa 6A ;-)))
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Pamiętam sytuację, kiedy pojadłam trochę pomidorków wiosennych i sałaty - niewiele, naprawdę - w czasie karmienia mojego - wtedy dziewięciomiesięcznego dziecka. Mała dostała tak strasznej pokrzywki, że strach pomyśleć, co w tym było...
- a w końcu jadła już inne rzeczy poza mlekiem i naprawdę nic się nie działo...

"Dużo ludzi nie wie, co robić z czasem. Czas nie ma z ludźmi tego kłopotu. " (Magdalena Samozwaniec)
Moje linki - i aktualny
Wizytówka
Moje linki - i aktualny
Wizytówka
- maryann
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 4655
- Od: 3 wrz 2007, o 14:31
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Czechy k. Krakowa
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Ja też raz kupiłem sobie zdrową, młodą kapustkę... ż..... dalej niż widziałem!
Ale to takie ekstremalne przypadki, które np. mnie uczą, że poczekam na swoją młodą(kapustkę, oczywiście). Ale nawet jeśli nie mamy sensacji, to czego się więcej odkłada w naszych ciałach- witamin czy nawozów?
Ale to takie ekstremalne przypadki, które np. mnie uczą, że poczekam na swoją młodą(kapustkę, oczywiście). Ale nawet jeśli nie mamy sensacji, to czego się więcej odkłada w naszych ciałach- witamin czy nawozów?
Każdy potrzebuje prawdy. Wielu, o ironio, tak bardzo, że zamiast jej poszukać- prawdą nazywają kłamstwo!
- maryann
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 4655
- Od: 3 wrz 2007, o 14:31
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Czechy k. Krakowa
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Każdy potrzebuje prawdy. Wielu, o ironio, tak bardzo, że zamiast jej poszukać- prawdą nazywają kłamstwo!
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Nowalijki są intensywnie nawożone i rosna w warunkach mniejszego nasłonecznienia. To spowalnia przemianę szkodliwych produktów azotowych (zawartych w nawozach) w białko roślinne. W organizmie azotany zmieniaja sie w azotyny, a te sa niestety bardzo szkodliwe.
- maryann
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 4655
- Od: 3 wrz 2007, o 14:31
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Czechy k. Krakowa
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Każdy potrzebuje prawdy. Wielu, o ironio, tak bardzo, że zamiast jej poszukać- prawdą nazywają kłamstwo!
- Rubia
- 200p
- Posty: 382
- Od: 19 paź 2015, o 17:42
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: okolice Otwocka
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Myślę, że to nie jest sprawa wyłącznie "nowalijek" (chociaż na przedwiośniu bardzo chciałoby się zjeść takie świeże warzywa i owoce), lecz po prostu upraw wielkotowarowych. W sklepie widzę winogrona. Wielkie, różowe. Skąd? Z Chile. W porządku - u nas jest wiosna, więc w Chile jesień, winogrona dojrzewały w "naturalnych" warunkach, jak trzeba. Żadne nowalijki, choć u nas o tej porze roku - rarytas. I od razu nasuwają się różne, dość zwyczajne pytania, na które i tak nie znajdziemy odpowiedzi: a w jaki sposób były hodowane? Jakie środki ochrony roślin stosują tamtejsi ogrodnicy? Jakie są normy i czy w ogóle się ich przestrzega? Podobnie z "prawdziwymi" już nowalijkami. Hiszpańskie truskawki i pomidory hodowane są na fermach w Maroku. (Holendrzy też mają tam swoje gospodarstwa ogrodnicze). Czyli nowalijki wcale nie muszą być jakimiś nieszczęsnymi, wyblakłymi roślinkami doświetlanymi sztucznym światłem i napędzanymi hormonami wzrostu. W takim Maroku przynajmniej słońca mają pod dostatkiem, a i temperaturę też odpowiednią. Ale znowu pojawia się ten sam zestaw pytań, które zresztą możemy zadawać sobie jedząc w czerwcu polskie truskawki z gruntu.
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Kiedyś jadłem nowalijki i co roku późną wiosną przez tydzień problemy z brzuchem miałem i to poważne. Od kilku lat unikam ich jak ognia i wiosennych ekscesów toaletowych nie mam.
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Sama saletra
/i woda

Zamiast mercedesa kupa zielska
Porażka nie wchodzi w rachubę (?). Herkules Poirot nigdy nie przegrywa.
Porażka nie wchodzi w rachubę (?). Herkules Poirot nigdy nie przegrywa.
- maryann
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 4655
- Od: 3 wrz 2007, o 14:31
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Czechy k. Krakowa
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Ja kiedyś kupiłem dorodną młodą kapustę... Bardzo krótko cieszyłem się nią ja i mój żołądek. Nigdy więcej.
Ale z zaufanego poletka w sąsiedniej wsi- i owszem, kupujemy. Czasem sałatę i ogórka, ale rzadko- niech się organizm zdąży przed następnym oczyścić.
Ale z zaufanego poletka w sąsiedniej wsi- i owszem, kupujemy. Czasem sałatę i ogórka, ale rzadko- niech się organizm zdąży przed następnym oczyścić.
Każdy potrzebuje prawdy. Wielu, o ironio, tak bardzo, że zamiast jej poszukać- prawdą nazywają kłamstwo!
Re: Nowalijki- służą nam, czy raczej szkodzą?
Chemia jest wszędzie. Setki hektarów pól przed żniwami spryskuje się roundupem coby zboże wyschło, z tego ziarna mle się mąkę, potem do chrupiących bułeczek dodaje się jeszcze tony polepszaczy i jesteśmy na to skazani.
A każda dobra gospodyni kupi w markecie taką mąkę w promocji, doda jaja z dużej farmy, cukier z sypanych buraków, lub miód z ekologicznej pasieki, która znajduje się kilometr od zakładów azotowych, albo petrochemii i upiecze rodzinie ciasto. Kilogram wędliny można wyprodukować z 200 gramów mięsa, a na parówki potrzeba jeszcze mniej, więc "świecąca sałata ze lśniącą marchewką" nie odstają od normy. Produkcja - bo to już nie uprawa- wielkotowarowa, po prostu nie może być zależna od takich bzdur jak pogoda, temperatura, opady, pasożyty, czy szkodniki.
Ja osobiście jestem zwolenniczką teorii o sezonowości pożywienia. Od setek, jeśli nie od tysięcy lat, przystosowaliśmy się w naszym klimacie do tego, że zimą jadamy kasze i mięso z dodatkiem roślin łatwych do przechowania lub przetworzenia, wiosną wczesne odmiany warzyw i owoców, latem i jesienią dostarczamy organizmowi błonnik i fruktozę z owoców i warzyw, a zimą wracamy znowu do kasz.
A teraz się tak porobiło, że truskawki w sklepie mamy 52 tygodnie w roku, zresztą inne owoce też. Warzyw pełen wybór przez 365 dni. A przecież to trzeba dostarczyć z tego Chile, czy Chin. Nie samolotem bo za drogo, tylko statkiem. Przez ten czas to wszystko zamknięte w kontenerach nie może się popsuć, jeśli komuś się wydaje że to wszystko w jakiś nadprzyrodzony naturalnie sposób nie gnije i nie pleśnieje, to jest w grubym błędzie.
Producenci żywności sponsorują nawiedzone redaktorki, żeby w miesięcznikach z pięknymi modelkami i kremami na zmarszczki promowały na przykład dietę ogórkową, bo latoś ogóry obrodziły niemiłosiernie. W tygodnikach natomiast wyczytamy o zbawiennym wpływie mango i papai na nasze zdrowie, bo jakiś importer kupił tanio 20 tysięcy ton tych owoców i statki już płyną, więc sprawa pilna.
Tym bardziej że w marketach już uzgodniona i opłacona promocja. Artykuły od jutra w prasie codziennej.
Teoretycznie pozostaje nam jedzenie warzyw z europejskich upraw. Ale jest pewien problem. Nie ma już upraw, są kombinaty produkujące jabłka, marchewki, szczypiorek nawet. Polecam lekturę Hasła Ogrodniczego, lub innych pism branżowych. Ewentualnie wypad do Poznania na Gardenię i podpatrzenie "nowinek" dla producentów żywności. Zaręczam że do otrzymania przecudnych pomidorów, ogórków, czy sałaty nie jest potrzebny nawet gram gleby.
Więc mamy jedynie dwie możliwości.
Pierwsza - jeśli ktoś dysponuje kawałkiem naszej planety i nie chce być truty, powinien jak najwięcej żywności wytworzyć dla siebie samemu. Bez nawozów, z kompostem tylko i odchodami niefarmowej krowy. Bez chemicznych środków ochrony roślin, ryzykując czasem niższy plon, lub nawet jego brak.
Druga - pogodzić się ze wszechobecną chemią, jeść co się chce i kiedy się chce i myśleć pozytywnie o przyszłości.
Możemy przecież przysłużyć się nauce. Za czas jakiś, gdy archeolodzy wykopią gdzieś nasze znakomicie zakonserwowane zwłoki, będą one w doskonałym stanie. Każde muzeum się ucieszy.
I jestem przekonana że ta druga możliwość zwycięży. Wątek ma przez 6 lat 1520 odsłon. Lecę poszukać ile razy otwierano wątki w stylu "czym posypać, żeby urosło duże i dorodne".
Pozdrawiam, Gosia
A każda dobra gospodyni kupi w markecie taką mąkę w promocji, doda jaja z dużej farmy, cukier z sypanych buraków, lub miód z ekologicznej pasieki, która znajduje się kilometr od zakładów azotowych, albo petrochemii i upiecze rodzinie ciasto. Kilogram wędliny można wyprodukować z 200 gramów mięsa, a na parówki potrzeba jeszcze mniej, więc "świecąca sałata ze lśniącą marchewką" nie odstają od normy. Produkcja - bo to już nie uprawa- wielkotowarowa, po prostu nie może być zależna od takich bzdur jak pogoda, temperatura, opady, pasożyty, czy szkodniki.
Ja osobiście jestem zwolenniczką teorii o sezonowości pożywienia. Od setek, jeśli nie od tysięcy lat, przystosowaliśmy się w naszym klimacie do tego, że zimą jadamy kasze i mięso z dodatkiem roślin łatwych do przechowania lub przetworzenia, wiosną wczesne odmiany warzyw i owoców, latem i jesienią dostarczamy organizmowi błonnik i fruktozę z owoców i warzyw, a zimą wracamy znowu do kasz.
A teraz się tak porobiło, że truskawki w sklepie mamy 52 tygodnie w roku, zresztą inne owoce też. Warzyw pełen wybór przez 365 dni. A przecież to trzeba dostarczyć z tego Chile, czy Chin. Nie samolotem bo za drogo, tylko statkiem. Przez ten czas to wszystko zamknięte w kontenerach nie może się popsuć, jeśli komuś się wydaje że to wszystko w jakiś nadprzyrodzony naturalnie sposób nie gnije i nie pleśnieje, to jest w grubym błędzie.
Producenci żywności sponsorują nawiedzone redaktorki, żeby w miesięcznikach z pięknymi modelkami i kremami na zmarszczki promowały na przykład dietę ogórkową, bo latoś ogóry obrodziły niemiłosiernie. W tygodnikach natomiast wyczytamy o zbawiennym wpływie mango i papai na nasze zdrowie, bo jakiś importer kupił tanio 20 tysięcy ton tych owoców i statki już płyną, więc sprawa pilna.
Tym bardziej że w marketach już uzgodniona i opłacona promocja. Artykuły od jutra w prasie codziennej.

Teoretycznie pozostaje nam jedzenie warzyw z europejskich upraw. Ale jest pewien problem. Nie ma już upraw, są kombinaty produkujące jabłka, marchewki, szczypiorek nawet. Polecam lekturę Hasła Ogrodniczego, lub innych pism branżowych. Ewentualnie wypad do Poznania na Gardenię i podpatrzenie "nowinek" dla producentów żywności. Zaręczam że do otrzymania przecudnych pomidorów, ogórków, czy sałaty nie jest potrzebny nawet gram gleby.
Więc mamy jedynie dwie możliwości.
Pierwsza - jeśli ktoś dysponuje kawałkiem naszej planety i nie chce być truty, powinien jak najwięcej żywności wytworzyć dla siebie samemu. Bez nawozów, z kompostem tylko i odchodami niefarmowej krowy. Bez chemicznych środków ochrony roślin, ryzykując czasem niższy plon, lub nawet jego brak.
Druga - pogodzić się ze wszechobecną chemią, jeść co się chce i kiedy się chce i myśleć pozytywnie o przyszłości.
Możemy przecież przysłużyć się nauce. Za czas jakiś, gdy archeolodzy wykopią gdzieś nasze znakomicie zakonserwowane zwłoki, będą one w doskonałym stanie. Każde muzeum się ucieszy.

I jestem przekonana że ta druga możliwość zwycięży. Wątek ma przez 6 lat 1520 odsłon. Lecę poszukać ile razy otwierano wątki w stylu "czym posypać, żeby urosło duże i dorodne".

Pozdrawiam, Gosia
Jakie to piękne. Było i zniknęło.