Ech, taka dyskusja mnie ominęła :x
Także o wełnowcach napiszę co nieco- może mam farta, a może jeszcze to przede mną- u siebie jeszcze nie widziałam wielkiego ataku wełnowców- jednak u innych się zdarzało- i tutaj na forum, u znajomych, czy w marketach. Ataku, gdzie od wełnowców rośliny/kaktusy były wręcz szarobiałe- jakby w jednym miejscu założyły ogromną kolonię. Jak to wtedy zwalczyć? co się znajdzie, pod "powłoką" z wełnowców, gdy już się je "ubije"?
Zawsze dokładnie oglądam nowe nabytki, a że mam wiele roślin z marketów, to czasem zupełnie niezauważalnie zdarzy się przynieść nieproszonego gościa, który ma na tyle odwagi, by się rozmnożyć na moim parapecie. Tak samo staram się oglądać moich podopiecznych co jakiś czas, zareagować na czas, by uniknąć inwazji.
Z dreszczami na plecach przypominam sobie passiflorę kupioną w niemieckim markecie- piękna, gęsta i kwitnąca- ale chyba wybierając ją straciłam wzrok- po kilku dniach, gdy po zmianie klimatu/długiej drodze straciła kilka liści, okazało się, że łodygi ma "oklejone" wełnowcami.
Poradziłam sobie, ale szkodniki pokazują się gdzieniegdzie i myślę, że to przez tę pass., mimo że wydaje się już "czysta".
Po ostatnim zauważeniu wełn. u mnie, zareagowałam dość szybko- tak jak radził Henryk, spryskałam Provado, teraz mam je w zanadrzu i w razie co, spryskam ponownie. Obserwuję i pojedyncze sztuki likwiduję patyczkiem do szaszłyków- o spryskaniu inną chemią nie ma mowy póki są na zimowisku. Nie wiem, co by się stało, gdyby zostały teraz spryskane wodą. Boją się gnicia czy pękania.
Wiosną zawalczę ponownie chemią (niestety), choć może będzie to też roztwór płynu do naczyń i oleju jadalnego- też swego czasu był mi pomocny.
A tak nawiasem, jeszcze kilak tygodni i kończymy zimowanie kaktusów??