kamikami26, Arnika2, Meiss dziękuję bardzo
Zanim jednak kwiatki podrosną, upłynie sporo czasu a do tej chwili trzeba sobie jakoś życie skomplikować.
Nadszedł kolejny z tych dni które człek przeżywa bo musi, czyli zlot rodzinny. Stół ugina się od słodkości. Tutaj serniczek, tam drożdżwiec, kawałek makowca i jeszcze jakieś słodkie "niewiadomo co". Zapach świeżo parzonej kawy i dźwięk mieszanej w PRL-owskej szklance herbaty dopełniały wszystkiego. Do tego fascynujące rozmowy o wszystkim i o niczym. Czas wlecze się jakby na złość. Wrastam w krzesełko, czuję każdą sprężynę pod moim siedzeniem, no nie, dłużej już nie dam rady. Policzyłam już chyba wszystkie "muchy" na suficie, w dziedzinie chorób i ich zapobiegania dokształcono mnie lepiej niż na nie jednym wykładzie z medycyny. Jak tutaj się wyrwać choćby na chwilę? Łapię pierwszy lepszy talerzyk i sunę do kuchni pomóc gospodyni tego domu.
- Zobacz jak ładnie zaczął rosnąć mi kwiatek - zaczyna rozmowę znając moje zamiłowanie do wszystkiego co zielone pod nos podstawiając mi doniczkę z usiłującym zacząć nowe życie listkiem fiołka.
- Rzeczywiście, śliczna roślinka - pochwaliłam. Tego mi było trzeba, wreszcie jakiś konstruktywny temat.
- Jak chcesz pooglądaj moje roślinki które mam na parapetach, wiesz coś się dzieje z jednym z moich storczyków, mogłabyś rzucić okiem?
Oooo, dwa razy nie trzeba było mi tego powtarzać.
Na oknach spokojnie sobie stał grudnik, geranium, zielistki i wiele innych kwiatów w tym storczyki, ale mnie interesował tylko jeden storczyk.
Jeszcze kilka miesięcy temu był on mieszkańcem innego domu, domu tuż obok. Należał do bardzo miłej, starszej kobiety, która z ogromną starannością i miłością codziennie go doglądała. Przyszedł jednak ten dzień kiedy została ona powołana do chodzenia po wiecznie ukwieconych łąkach. Dom przejęli obcy ludzie a kwiatek jak to kwiatek, stał się zbędnym śmieciem. Zapytali oni sąsiadkę zza płotu czy chce go wziąć, ponieważ oni i tak go wyrzucą.
W ten sposób storczyk stał się częścią mojej szeroko pojętej rodziny.
Pobiegłam do pokoju w którym go postawiono. Jest, jest cały, ale na zdrowego nie wygląda. Stracił wszystkie wspaniałe kwiaty, nawet pędów już nie ma. Liście smętnie opadając na doniczkę w swej strukturze przypominały spracowane ręce poprzedniej właścicielki. Pozwolić mu umrzeć czy spróbować dać nowe życie?
- Czy mogę go zabrać i spróbować mu pomóc - zapytałam nieśmiało.
- Oczywiście, już dawno Ci o tym wspominałam
Zapakowałam storczyka do samochodu. Po drodze do domu odwiedziłam mój ulubiony market budowlany w poszukiwaniu potrzebnych do ratowania phalaenopsisa drobiazgów.
Kiedy zawitał u mnie wyglądał tak:
W ruch poszły nożyczki, nowe doniczki, podłoże ... Jest nadzieja więc dlaczego z niej nie skorzystać, ten kwiat zasługuje na to.
Oj, szkoda,że nie zrobiłam fotografii ile korzeni nie nadawało się do niczego, lecz w tamtej chwili myślałam nie o sesji zdjęciowej a o ratowaniu. Dwa basal keiki tak wplątały się w roślinę mateczną,że oddzielenie ich graniczyło z cudem. Rozplątywałam korzonek po korzonku, centymetr po centymetrze zastanawiając się czy to wszystko ma sens. Czy miało sens, oceńcie sami, oto efekt końcowy:
Kiedy oddawałam storczyki prawowitej właścicielce dwa małe wypuszczały nowe listki a u dużego pojawił się nowy pęd. Żal było mi je zwracać, ale cóż, moje parapety z gumy nie są, a szkoda.