Alegoria, no napisałam przecież, że nie mam się co czepiać
Tylko ona tak wygląda przez parę tygodni w roku. Potem te kulki brązowieją i odpadają a kolejne pojawiają się już w mniejszych ilościach. No jakoś nie mam do niej serca, niestety. Ale nowy dom już się jej nie może doczekać, więc krzywda jej się nie stanie
Tak, Mareczek na tym etapie kwiatu jest najpiękniejszy. Potem trochę brzydnie, bo przekwita w sposób, który ja nazywam "rozdymany", bo kwiaty robią się dwa razy większe, jak napuchnięte i pokazuje się środek. Ten efekt będzie mniej widoczny jak się chłopak rozrośnie i będzie miał więcej kwiatów na różnych etapach. Księciuniowi z Monako co roku obiecuję, że go porządnie opielę i wyeksponuję, ale co roku muszę go przepraszać w październiku. Na szczęście to bardzo tolerancyjny facet
Iwonko, ja też nie mam zastrzeżeń, ale nigdy nie kupowałam wysyłkowo a na placu widziałam róże i piękne i mniej piękne, ale tak jest chyba w każdej szkółce. Jeżeli chodzi o Jubilee Celebration, to przede wszystkim bardzo Ci dziękuję za opinię o niej
Ja już jedną mam, ale jest bardzo młodziutka i jestem ciekawa jak się zachowuje w innych ogrodach, bo planuje dokupić drugą i posadzić je razem w oddzielnej, wyeksponowanej rabacie. Ta moja jak na taką maliznę radzi sobie doskonale, nie choruje, porozrastała się na boki i od momentu jak pierwszy raz zakwitła, bez przerwy ma pąki. A jej kwiaty po prostu uwielbiam. Też mam nadzieję, że z wiekiem będzie je trzymała pewniej do góry, ale nawet jakbym miała każdą gałązkę podwiązywać, to będę to robić, bo chyba nie skłamię, jeżeli napiszę, że dla mnie to najpiękniejsze kwiaty jakie widziałam do tej pory ze wszystkich róż, jakie mam. Moje zdjęcia nie oddają połowy jej urody
nie wiem kiedy ona ma czas, ale produkuje te duże, misternie cieniowane kwiaty w takim tempie, jakby to mała fabryczka była. A to jest tylko kawałek, z drugiej strony czekają kolejne pąki...
Byłam dzisiaj u dentysty. Bardzo się tym faktem zmęczyłam, chociaż nic nie robiłam, tylko siedziałam z rozdziawioną paszczą. Ale zawsze to dobra wymówka, żeby pozgrywać kolejne zdjęcia i poczytać forum, zamiast wziąć się do roboty, prawda?
Na początek obiecane Basi -Wedding Piano. Jak widać kwitnie bukietami raczej na wyższych partiach. Zobaczymy co będzie dalej.
Skoro jesteśmy przy "piano"... Tutaj Charming Piano, rośnie sobie z tyłu rabaty i spełnia swoje zadanie tła bardzo dobrze. Mam go trzeci sezon i go lubię. Zdrowy i w tym roku ładnie się ogarnął po połamaniu przez wiatr.
I ostatnie moje piano, czyli Piano
Kwiaty oczywiście przetrzymały rewelacyjnie długotrwały deszcz, czerwień się nie rozpłynęła. W tej chwili jeszcze malutki a za tło robi mu wielki, już przekwitły dzwonek brzoskwiniolistny, ale mam nadzieję, że jak Piano podrośnie, to zasłoni sobą wszystko, a ma czym, bo te listki... Jak lakierowane
Munstead Wood nie ma takich błyszczących liści, ale potrafi. Potrafi zakwitnąć, potrafi urosnąć i potrafi zachwycić. Dzielna dziewczynka. W tle, równie dzielna Rhapsody in Blue.
Na Voyage czekałam w tym sezonie bardzo, bo pierwszy był obiecujący. Powiem tak: ta róża każe na siebie czekać, bo kwitnie dosyć późno, długo trzyma pąki i nie spieszy się ogólnie z niczym. Dopiero teraz mogę zobaczyć jak wygląda prawie dorosły Voyage. I nie jestem zawiedziona. To fotki dzisiejsze, czyli po blisko dwóch dniach solidnego deszczu:
a kwiat do małych nie należy:
A to mniejszy kwiat, ale ta gra kolorów jest ujmująca. To Mary Ann (już druga), którą kupiłam, bo pojechałam do ogrodniczego po dwa miskanty
Bidula upaprana po sadzeniu i deszczu, wygląda nie jak przywieziona ze sklepu, ale jakby się przybłąkała
Na dodatek jeszcze nie wie w którą stronę ma patrzeć, więc musiałam obrócić jej główkę do aparatu:
I na koniec Jalitah. Teraz w pełnej krasie, bo większość pąków zakwitła. Mam nadzieję, że przekonam wątpiących...
Cudo, nie róża! Kupować i się nie zastanawiać! Tylko coś zostawcie, bo myślę o drugiej...