To jeszcze prędziutko reszta moich tegorocznych nabytków, tym razem w odcieniach różu.
Pomponella zamieszkała u mnie tej wiosny i po eksmisji bananowca została wsadzona na jego miejsce. Mam nadzieję, że urośnie wysoka i godnie zastąpi biednego bananka
. Róża jest na forum znana więc nie muszę się rozpisywać
. Uwielbiam te jej niezliczone pomponiki w bukietach
. Z budową pączków była dość powolna ale szła w budowę krzaczka, a teraz widzę, że już nadrabia produkując swoje bukieciki:
Udało się jej nawet sporo urosnąć więc liczę na więcej jeszcze w tym sezonie (mam już dla niej nawet na wyrost zakupioną podporę
):
Wiadomo, że jak się zachoruje na różyczkę to róże chce się sadzić wszędzie, także tam gdzie się nie powinno. Miałam taki mały wąski kawałek ogrodu za domem pt. "ciemna nora", z którym nie za bardzo wiedziałam co zrobić. Ten kawałek jest pomiędzy moją zachodnią ścianą domu a garażem sąsiada wybudowanym w granicy i ma szerokość raptem 3 m. Słońce dociera tam przez jakieś 3 godziny po południu. Wymyśliłam więc sobie zakątek do ukrywania się przed letnim słońcem pod różami
. Ponieważ elewacja domu jest w kolorze blado żółtym, to róże muszą się na jej tle wyróżniać, stąd wybrałam żarówiasto różowe. Jedna pnąca, bardziej z tyłu, druga okrywowa z przodu, a pomiedzy nimi tarasik z miejscem do siedzenia. Podnieśliśmy tam trochę poziom ziemi by nie było nory i więcej słońca docierało do ziemi a dla różyczek wybudowaliśmy podwyższone mini rabatki obudowane naturalnym kamieniem. Róże, które wybrałam to:
Rosarium Uetersen Kordes?a, pnąca, lekko pachnąca i polecana właśnie do cienia panna. Podobno kwitnie nawet posadzona przy północnej ścianie domu. No, zobaczymy ile w tym prawdy
. Nie chcę zapeszyć, ale sprawia wrażenie jakby w cieniu było jej niezwykle dobrze
. Wygląda teraz jakby cała składała się wyłącznie z tłustych pączków w gęstych bukietach:
A najtłuściejsze mają już kolorki:
Druga, okrywowa i żarówiasta, którą tam posadziłam to Stadt Rom ze "stajni" Tantau?a. Wybrałam ją ze względu na zdrowotność (ADR) oraz ponieważ sadzona w słońcu zwykle jest tak obsypana kwiatami, że nie widać liści, więc wymyśliłam, że może w mocnym półcieniu będzie produkować choć 1/10 swojej zwykłej ilości kwiatów i i tak będzie jakiś efekt
. Zobaczymy. Na razie nie jest źle bo pączki zaczęły się pojawiać:
A krzaczek też ładnie rośnie (podczas bezchmurnego nieba ma trochę ponad 3 godziny słońca, może 15-20 minut więcej niż RU):
Do tego dojdą jeszcze 3 panny w tym sezonie i na tym miał być koniec. "Niestety" (stety?) już wiem, że ilość róż zwiększy się o jeszcze co najmniej jedną, więc sezon zakończy się liczbą 22
.
Mam już pierwszą kwitnącą różę, więc kolejna relacja będzie "otwarciem sezonu różanego" w krainie win
.