Nalewka pisze:Ale czy nie za daleko od tematu wątkuśmy odeszli?
Skądże? Post się gęsto sypie,
Na Kuboty wątku stypie.
Temat umarł, wątek kipi.
Trzebaż czegoś jeszcze lepiej?
Zna Kubota sposób prosty
Jak na forum prowokować posty.
Już się pozbył z włości gada,
A społeczność jeszcze gada.
I nie będzie wcale gorzej:
Jak polować na węgorze?
No właśnie, jak polować na węgorze? Oto sposób, o którym mało kto chyba wie.
Kiedyś, dawno, dawno temu spacerowałem z piesiem, w Gdańsku, nad brzegiem tzw. Martwej Wisły. Moją uwagę zwrócił staruszek, jak się później okazało Danziger, który na brzegu rzeki rozsypywał z kubełka popiół, taki popiół z pieca, czy też kuchni na węgiel. Zaciekawiony zapytałem po co robi, a on łamaną polszczyzną wyjaśnił mi, że on tak ryby łapie. Myślałem, że robi ze mnie wariata. Ryby, na trawie chce łapać? Co za idiotyzm. I po co ten popiół? Tu staruszek mi wyjaśnił, że są takie „riby” co z wody „wichodzo”. Tu użył niemieckiego słowa na określenie gatunku tych” rib”, niestety, nie pomnę jakiego. Następnie pokazał mi podmokłą łąkę, która oddzielała Martwą Wisłę od systemu kanałów i wyjaśnił mi, że „oni”, czyli te „riby”, tędy właśnie chodzą. A popiół jest potrzeby po to, że jak „oni” wyjdą z wody , to „oni mają strach”. Jak je coś wystraszy, to „oni zurick do rzeka” i po to jest ten popiół, i jeszcze potrzebna są grabie, i jeszcze trzeba z tymi grabiami bardzo rano, przed wschodem słońca, bardzo szybko biec i grabić ten popiół, i „oni” w tym popiele zostają. I jeszcze dodał, że jak on był taki „junga” jak ja, to zbierał ich bardzo dużo, a teraz to tylko kilka mu się trafia. Na początku nie bardzo mu wierzyłem, ale on, że jak przyniosę więcej popiołu, przyjdę nad brzeg bardzo wcześnie i będę biegł z tymi grabiami „szibko, ale szibko”, to połowa tych „ribów” jest moja. Wyglądał poczciwie, to pomyślałem, czemu nie spróbować? Pobiegłem do domu, wygarnąłem cały popiół z kotłowni, co to go miałem obowiązek wynosić, a tylko pod ścianę odgarniałem, aż się Mama ucieszyła, że synek sporządniał. Zaniosłem nad brzeg rzeki chyba z 10 kubłów popiołu. Rozsypaliśmy równiutko, pewnie na 60 metrach brzegu. Z emocji nie mogłem spać i na wyznaczonym miejscu, na mostku, na kanałku, byłem już po północy z własnymi grabiami. Staruszek przyszedł około trzeciej i kazał mi być „czicho, ale czicho” i pokazał mi jak „czicho” podejść na brzeg rzeki. Kiedy już byliśmy na miejscu, dał mi znak, abym rozpoczął bieg po ścieżce popielnej, cośmy ją poprzedniego dnia usypali, ciągnąc po niej grabie. Kiedy już biegłem, on klasnął w dłonie. Dobiegłem do końca i co dalej? Nic się nie dzieje! A wtedy staruszek wyjął z kieszeni latarkę, sięgnął po kosz, który tam już wcześniej zostawił, I tak…? Zaczęliśmy zbierać dorodne
WĘGORZE, które zatarły się w świeżo wzruszonym popiele. Opyliliśmy „zbiór” w lokalnej wędzarni. Mój „part” wyniósł 15 kilogramów. Powtórzyliśmy „patent” jeszcze kilkanaście razy, mój „part” to ok. 4500 złotych i kupiłem sobie za to motorower „Ryś”. Niestety, dopadło mnie nieszczęście i zostałem przyjęty na studia prawnicze w Warszawie, i tak skończył się dobry zarobek.