Do wyciągania urobku,nafedrowanego przy pomocy stojaka i superszpadla,służą różne daczynia,opuszczane do dziury na sznurku.

Po zakończeniu fedrunku błoto opada na dno i do jutra dość mocno stwardnieje.
Aby je rozruszać,do dziury wkładam rurkę plastykową,z metalową końcówką rurką,
przez rurkę puszczam wodę i rurkę wbijam
w dno,aby zrobić z gliny berbeluchę.
Po rozbełtaniu,wpuszczam rurkę z klapką i wyciągam pełną błota.Wylewam błoto
do dołka,częściowo,resztę na siebie.To jest końcówka rurki do przepłuczki.
Studnia już skończona.Rura siedzi
w ziemi. Samo wsadzanie rury do
ziemi, to była trudna i ryzykowna zabawa.Do dziury napuściłem do pełna wody,aby rura tonęła, a nie walnęła z 6 m o dno dziury. Pierwsza próba podniesienia,o mało nie skończyła się narobieniem
w portki z wysiłku i upuszczeniem rury sobie na głowę. Żona podstawiła
drabinkę pod uniesiony koniec i udało się wyjść bez uszczerbku na zdrowiu i urodzie.
Po drugiej stronie Dziury rośnie drzewko. Do gałęzi przymocowałem ośkę od
wózka
dziecinnego. Na ośce kółko bez gumy. Jeden koniec linki uwiązałem do rury. Drugi
przełożyłem przez kółko. Do linki uwiązałem grubą linę. Do grubej liny zaprzągłem żonę.
Żona ciągnie, ja pcham, rura chwieja się na boki, ale idzie
w górę. Sytuacja taka: jak padnę
żona dostanie końcem rury i będzie nowa żona. Jak żona puści, rura mnie przygniecie
i będzie drugi mąż. I nagle chlup, pooszło. Jutro będzie zdjęcie ukończonej studni.