Pierwsze rododendrony miałam w ogrodzie 17 lat temu ( kilka dorodnych sztuk) . Dbałam o nie , jak kazano : rosły w półcieniu, posadzone we właściwym, kwaśnym podłożu, itp. itd. Rosły sobie i kwitły przez ... 3 sezony . Potem zaczęły chorować - niby na grzybice , więc zawodowy ogrodnik zastosował profesjonalne opryski.kachat pisze:Rany boskie, ile chemii... Ewelino, "odrobinkę" przesadzasz z tymi wszystkimi opryskami... Rododendrony piękne, ale byłyby równie piękne albo i piękniejsze, gdybyś o nie prawidłowo dbała i ich oraz ich okolicy nie truła tymi wszystkimi świństwami. Nawieźć raz czy 2 razy w roku - ok. Ale wszelkie środki grzybobójcze stosuje się tylko jak jest grzyb, a nie "na wszelki wypadek". Bym się pochlastała gdybym tak co roku truła swój ogród. Poza odpowiednim podłożem, podsypywaniem kwaśnym torfem raz na jakiś czas i nawożeniem też raz na jakiś czas nic rododendronom więcej nie potrzeba, by pięknie i zdrowo rosnąć.
Po kolejnej zimie rośliny nadawały się jednak tylko do wyrzucenia.Strata była bolesna i sentymentalnie - bo były piękne , i finansowo - bo trochę te krzaczki kosztowały Jak się okazało kilka padło na grzybicę , a kilka na fytoftorozę , która rozniosła się na okoliczne krzewy...
Po tym doświadczeniu popytałam , poczytałam i od nowa zabrałam się za uprawę tych pięknych roślin. Dziś wolę zapobiegać niż leczyć i chociaż z użyciem chemii ,mam od kilkunastu lat piękne ,co sezon niezawodnie kwitnące, zdrowe różaneczniki i azalie . A o to mi chodzi. Nie chcę mieć w przydomowym ogrodzie biednych wiechci i wciąż się martwić - przeżyją czy nie, zakwitną czy nie... Nie mam tez ochoty wciąż wymieniać martwych roślin na nowe( wole dokupować kolejne odmiany )
"kachat" - możesz się więc pochlastać , ale w końcu "wolnoć Tomku w swoim domku (albo ogrodzie ) " Do tego , co napisałam można się zastosować , albo nie. Każdy ma wybór - ja wybrałam .
Na marginesie -chętnie obejrzę Twoje rododendrony, te uprawiane bez chemii ... tylko gdzie ???