Hejka!
Myślę Toniu że nie ma specjalne sensu pokazywanie tzw. tła ( szczególnie przy mieszańcach herbatnich ) bo róże u mnie są dokładnie zabylinowane. Jak pisałam wcześniej, to nie są główni gracze w moim ogrodzie i ciężko byłoby je wyłowić wzrokiem z morza bylin. Zrobiłby się wątek nie o różach tylko o zupełnie innych roślinach.
Fotka ilustrująca zabylinowanie - znajdź tu różę.
Walentyno, moje coroczne walki z grzybiarstwem i mszycami powinny zostać uhonorowane jakimś medalem ( za bohaterstwo, obronę albo cóś!

). Grzybki atakują zewsząd bo moje ulubione stare odmiany grzybolubne są

Zresztą grzybki chyba jakąś ewolucje ostatnio przeszły bo zaczynają się rzucać nawet na "pancerne" odmiany. Co do Kardynała to był dwukrotnie przesadzany zanim trafił na miejsce docelowe. Przeżył moje zmieniające się koncepcje ogrodowe, zadając kłam wszelkim posądzeniom o bycie delikatesem. Galijki są zdaje się najodporniejsze z historycznych róż.

Jeżeli chodzi o Rhapsody in Blue, to myślę że ona musi po prostu posiedzieć trochę w gruncie. W Wisley widziałam kwitnący egzeplarz i to naprawdę było coś. Rosła sobie w rozproszonym półcieniu ( natychmiast wszystkie moje "prawie fiolety" przeniosłam na takie stanowisko ), kwiatami była obsypana i wcale nie mizerna była z niej różyczka, krzaczorek raczej solidny.
A teraz następna przebieżka fotkowa po moich różach.
Rosa gallica Versicolor
A to róża którą kiedyś podejrzewałam o bycie Ferdinandem P., niesłusznie jak się okazało. Pozostaje mi się w tym wypadku zastanowić albo nad ciężką ślepotą albo też nad ciężką głupotą.
Róże pasiaste sprawiają kłopoty przy zestawianiu ich z innymi roślinami, może dlatego nie są aż tak często wykorzystywane w nasadzeniach. Ja jednak bardzo je lubię, po prostu sadzę koło nich "spokojniej".
Moja Louise Odier ciężko atakowana przez mszyce.
Pozdrówka
K.
P.S. O tych szklarniach z noissetkami też gdzieś czytałam, przyznam się że przez chwilę rozważałam koncepcję pt. " Róża w domu ".
