Jak łatwo spełniać marzenia...
Jak łatwo spełniać marzenia...
Witam wszystkich forumowiczów!
Odwiedzam forum już dość długo, bo od września i chyba już czas sie troszkę bardziej ujawnić (no dobrze, przyznaję się, jestem na kwiatkowym głodzie, bo absolutnie nie mam już nic przy nich do roboty i muszę się zająć czymś konstruktywnym albo zamorduje wczorajsze nabytki )
Historia mojej kwiatowej obsesji jest jeszcze dość krótka, bo trwa dopiero od końca czerwca. W tym czasie zdążyłam zmieścić na moich 10 metrach kwadratowych i jednym północnym oknie ... 28 ( dawno nie liczyłam) doniczek. Rodzina uznała ostatecznie, że jestem nienormalna i chyba już przestaje zwracać uwagę... Ale do rzeczy.
Odkąd pamiętam nie lubiłam kwiatków. W dzieciństwie bardzo przeszkadzał mi zapach geranium, które moja mama namiętnie uprawiała i chyba stąd wziął się mój wstręt. Roślinki lubiłam owszem, ale gdzieś w lesie nie w domu. Prawdopodobnie nie przeszkadzałyby mi tak bardzo gdyby mama nie pchała mi zieloności do pokoju na siłę, awanturując się później, że nie podlewam... No zaraz, czy to moje kwiatki? JA ich nie chcę, więc niby czemu mam podlewać? Na szczęście w końcu pogodziła się z faktem, że ma anty roślinne dziecko i zaprzestała tych praktyk, pozwalając tym samym "dziecku" dorosnąć sobie w spokoju do rodzinnej obsesji.
Tak, właśnie rodzinnej obsesji, bo u mnie wszystkie baby pozytywnie, zielono zakręcone a nawet ostatnio dowiedziałam się, że dziadek również był opętany. Niestety (?) u mnie wszystkie geny się chyba skumulowały a w rodzinie jakoś z wiekiem przycichły i w tej chwili ze mną najgorzej. Podnosi mnie na duchu fakt, że mama mi chyba pozazdrościła trochę, i też teraz wszystko chce i... wciska mi żebym sie opiekowała nie powiem, wygodna taka hodowla, jednak mam nadzieję, że te swoje po remoncie zabierze... przynajmniej część... mnie jest miejsce potrzebne!
Moja obsesja wybuchła nagle. Po prostu nagle zaczęłam podlewać kalanchoe, które dostałam na Wielkanoc w ohydnej jajkowej doniczce i które cudem przetrwało do czerwca. Potem poszło już lawinowo.
No to już koniec przynudzania i wreszcie mogę przejść do zdjęć.
Tak wygląda wyżej wymienione kalanchoe obecnie.
No, jakiś miesiac temu, widzę że teraz jest większe... i jeszcze bardziej dziwaczne w kształcie. Kwitnie na biało ale jeszcze mi powtórnie nie zakwitło, mam nadzieję że kiedyś się doczekam kwiatków na mojej pierwszej roślince która przeżyła.
Drugi był zamiokulkas, tak wyglada teraz:
Potem kolejne, urodzinowe, tym razem pomarańczowe kalanchoe (denerwuje mnie fakt że nie pamiętam od kogo je dostałam)
Zdjęcie pochodzi z kwitnienia już w całości mojego, jesiennego.
Potem były chyba paprotki:
Ta druga miała nieprzyjemną przygodę z firanką i mocno obeschła, ale ładnie odbija.
Potem był lipiec i przerwa na sesję egzaminacyjną a potem to już kolejności za skarby świata nie jestem w stanie odtworzyć więc dalej będzie melanż.
C.D.N.
Odwiedzam forum już dość długo, bo od września i chyba już czas sie troszkę bardziej ujawnić (no dobrze, przyznaję się, jestem na kwiatkowym głodzie, bo absolutnie nie mam już nic przy nich do roboty i muszę się zająć czymś konstruktywnym albo zamorduje wczorajsze nabytki )
Historia mojej kwiatowej obsesji jest jeszcze dość krótka, bo trwa dopiero od końca czerwca. W tym czasie zdążyłam zmieścić na moich 10 metrach kwadratowych i jednym północnym oknie ... 28 ( dawno nie liczyłam) doniczek. Rodzina uznała ostatecznie, że jestem nienormalna i chyba już przestaje zwracać uwagę... Ale do rzeczy.
Odkąd pamiętam nie lubiłam kwiatków. W dzieciństwie bardzo przeszkadzał mi zapach geranium, które moja mama namiętnie uprawiała i chyba stąd wziął się mój wstręt. Roślinki lubiłam owszem, ale gdzieś w lesie nie w domu. Prawdopodobnie nie przeszkadzałyby mi tak bardzo gdyby mama nie pchała mi zieloności do pokoju na siłę, awanturując się później, że nie podlewam... No zaraz, czy to moje kwiatki? JA ich nie chcę, więc niby czemu mam podlewać? Na szczęście w końcu pogodziła się z faktem, że ma anty roślinne dziecko i zaprzestała tych praktyk, pozwalając tym samym "dziecku" dorosnąć sobie w spokoju do rodzinnej obsesji.
Tak, właśnie rodzinnej obsesji, bo u mnie wszystkie baby pozytywnie, zielono zakręcone a nawet ostatnio dowiedziałam się, że dziadek również był opętany. Niestety (?) u mnie wszystkie geny się chyba skumulowały a w rodzinie jakoś z wiekiem przycichły i w tej chwili ze mną najgorzej. Podnosi mnie na duchu fakt, że mama mi chyba pozazdrościła trochę, i też teraz wszystko chce i... wciska mi żebym sie opiekowała nie powiem, wygodna taka hodowla, jednak mam nadzieję, że te swoje po remoncie zabierze... przynajmniej część... mnie jest miejsce potrzebne!
Moja obsesja wybuchła nagle. Po prostu nagle zaczęłam podlewać kalanchoe, które dostałam na Wielkanoc w ohydnej jajkowej doniczce i które cudem przetrwało do czerwca. Potem poszło już lawinowo.
No to już koniec przynudzania i wreszcie mogę przejść do zdjęć.
Tak wygląda wyżej wymienione kalanchoe obecnie.
No, jakiś miesiac temu, widzę że teraz jest większe... i jeszcze bardziej dziwaczne w kształcie. Kwitnie na biało ale jeszcze mi powtórnie nie zakwitło, mam nadzieję że kiedyś się doczekam kwiatków na mojej pierwszej roślince która przeżyła.
Drugi był zamiokulkas, tak wyglada teraz:
Potem kolejne, urodzinowe, tym razem pomarańczowe kalanchoe (denerwuje mnie fakt że nie pamiętam od kogo je dostałam)
Zdjęcie pochodzi z kwitnienia już w całości mojego, jesiennego.
Potem były chyba paprotki:
Ta druga miała nieprzyjemną przygodę z firanką i mocno obeschła, ale ładnie odbija.
Potem był lipiec i przerwa na sesję egzaminacyjną a potem to już kolejności za skarby świata nie jestem w stanie odtworzyć więc dalej będzie melanż.
C.D.N.
- Agnieszka_73
- 200p
- Posty: 416
- Od: 16 paź 2008, o 21:17
- Lokalizacja: Białystok
Witamy wśród maniaków kwiatowych :P bardzo ciekawie opowiadasz o początkach fascynacji zielonymi, naprawde - wcale a wcale mnie to nie znudziło... Mozna by było powiedzieć: jak to kalanchoe wpływa na ludzi roślinki masz równie piękne, a paprotki to po prostu cudeńka. Będe czekać na kolejne roślinności
witaj w klubie maniaków zielności ale moja droga skoro u Ciebie tak pięknie rosną paprotki.....no kochana zazdraszczam ci ja swoje zamordowałam i usiłuje je reaktywować na razie bez większeg skutku z niecierpliwością czekam na dalsze doniczki,przygotuj się na choroby zakaźne które tu panują ,jedna drugą zaraża fiołkmanią ,hipomania,hojmania itd.
Palemkę, chamedorę niestety kiciuś pomylił z trawką na szczęście "przycięcie" bardzo jej nie zaszkodziło, tylko trochę na wygląd.
malutki fikusik natasia (wedle nalepki marketowej)
I jego starszy brat, którego mamusia mi kupiła na pocieszenie jak byłam chora ...
wraz z niezidentyfikowaną bliżej paprotką (może ktoś przypadkiem wie jak ona sie nazywa? To chyba nie jest ciemnotka bo listki ma matowe tak jak typowa paproć.
Zdjęcie trochę ciemne ale mam nadzieję że coś widać.
Radermachera, rośnie jak szalona
Kordylinki (na to wygląda po korzeniach)
Fiołki:
Skrzydłokwiat. Na pierwszym zdjęciu w tle wnętrze mordki jednej z pomocnic ogrodnika (tej co przycieła palemkę)
Mój pierwszy storczyk
I na razie koniec bo mi sie już fotosik strasznie muli Czyżby wszyscy oglądali moje zdjęcia?
Pozdrawiam
Agata
EDIT: Ups, niewłaściwe zdjęcie, mówiłam że sie fotosik muli, już powinno być dobrze.
malutki fikusik natasia (wedle nalepki marketowej)
I jego starszy brat, którego mamusia mi kupiła na pocieszenie jak byłam chora ...
wraz z niezidentyfikowaną bliżej paprotką (może ktoś przypadkiem wie jak ona sie nazywa? To chyba nie jest ciemnotka bo listki ma matowe tak jak typowa paproć.
Zdjęcie trochę ciemne ale mam nadzieję że coś widać.
Radermachera, rośnie jak szalona
Kordylinki (na to wygląda po korzeniach)
Fiołki:
Skrzydłokwiat. Na pierwszym zdjęciu w tle wnętrze mordki jednej z pomocnic ogrodnika (tej co przycieła palemkę)
Mój pierwszy storczyk
I na razie koniec bo mi sie już fotosik strasznie muli Czyżby wszyscy oglądali moje zdjęcia?
Pozdrawiam
Agata
EDIT: Ups, niewłaściwe zdjęcie, mówiłam że sie fotosik muli, już powinno być dobrze.
Dzięki wszystkim za powitanie.
No nie zupełnie. Adiantum mi sie udało zasuszyć Raz zaspałam i nie zdążyłam rano podlać a wieczorem już jedna trzecia z niego została. Ale próbujemy, jeszcze kilka zielonych listków jest. Nadzieja zawsze umiera ostatniabayaga pisze: ale moja droga skoro u Ciebie tak pięknie rosną paprotki.....no kochana zazdraszczam ci ja swoje zamordowałam i usiłuje je reaktywować na razie bez większeg skutku
Storczykomanią i fiołkomanią zaraziłam się 25 i 27 września, przez własną mamę w biedronce, więc to juz przepadło. Do hoji trzeba mieć światło, akurat tym nie dysponuję, okno północne do tego w załomie muru, słonce 3 (słownie trzy) dni w roku po 5-10 min, sama się dziwię że w ogóle cokolwiek rośnie, więc chciał nie chciał musze się wstrzymac. Cóż z resztą trzeba będzie się zaprzyjaźnićbayaga pisze: przygotuj się na choroby zakaźne które tu panują ,jedna drugą zaraża fiołkmanią ,hipomania,hojmania itd.
- kati-1976
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 3793
- Od: 28 wrz 2008, o 22:07
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Zgierz łódzkie
Agatko Fajnie że do nas dołączyłaś i zdecydowałaś pokazać nam swoją kolekcję.
Roślinki ładniutkie, jednak czuje niedosyt Pokazuj dalej co tam jeszcze ukrywasz
Roślinki ładniutkie, jednak czuje niedosyt Pokazuj dalej co tam jeszcze ukrywasz
Moje doniczkowce i sukulenty
"Cały kłopot polega na tym, że głupcy są pewni siebie, a mądrzy pełni wątpliwości"
"Cały kłopot polega na tym, że głupcy są pewni siebie, a mądrzy pełni wątpliwości"
Hej, miło powitać następną " zakręconą" na punkcie doniczkowych...
przyznam Ci się, że i u mnie "kwiatomania" zaczęła się gdzieś w okolicach czerwca...
kiedyś miałam bardzo widne mieszkanie z dużym balkonem i bardziej zajmowało mnie to co latem rosło na balkonie niż to co w mieszkaniu...
po przeprowadzce do mieszkania bez balkonu dostałam bzika na punkcie doniczkwych...
teraz zima i warunki nie bardzo sprzyjają zakupom, ale obawiam się co będzie na wiosne, bo zastawiłam juz nawet parapety w biurze...
mam też problem z brakiem światła, bo okna niby na południowy wschód, ale mury ze wszech stron nie dopuszczają słoneczka...
pozdrawiam cieplutko...
przyznam Ci się, że i u mnie "kwiatomania" zaczęła się gdzieś w okolicach czerwca...
kiedyś miałam bardzo widne mieszkanie z dużym balkonem i bardziej zajmowało mnie to co latem rosło na balkonie niż to co w mieszkaniu...
po przeprowadzce do mieszkania bez balkonu dostałam bzika na punkcie doniczkwych...
teraz zima i warunki nie bardzo sprzyjają zakupom, ale obawiam się co będzie na wiosne, bo zastawiłam juz nawet parapety w biurze...
mam też problem z brakiem światła, bo okna niby na południowy wschód, ale mury ze wszech stron nie dopuszczają słoneczka...
pozdrawiam cieplutko...