Coś zjada moje porzeczki. Walczyłam z mszycą, która po spryskaniu pokrzywą, a później colą odpuściła, a tymczasem od dołu jakieś robactwo podjada mi krzewy. Przyglądałam się dokładnie liściom, pozostałościom po uczcie i glebie w okolicy i nic nie znalazłam. Żadnych robaków, gąsienic, pojedyncze mrówki, nawet ślimaków niewiele, bo w pobliżu stoi pułapka na nie.
Wczoraj spryskałam krzewy Karate, ale po paru godzinach rozpętała się burza i chyba niewiele udało się zdziałać, bo preparat szybko spłynął.
To samo "coś" pożarło mi dwie małe sadzonki cukinii i to w taki sposób, że ślad po nich zaginął. Najpierw zauważyłam odgryzione łodyżki, a później nie było śladu po rosnącej sadzonce.
Google podpowiada, że takie gołożery, to robota brzęczaka lub piłecznicy. A może to coś zupełnie innego? Spróbować raz jeszcze spryskać karate? Teoretycznie powinno pomóc.
Tak od dołu wyglądają krzewy porzeczek czerwonych:
