No przynajmniej mi trudno byłoby zdobyć się na selekcjonowanie - auuu! aż skóra mi cierpnie - chociaż rozumiem sens takiego działania. Dziś już zastanawiałam się: może by tak wyłamać co drugi ząbek w plastikowym widelcu, zamknąć oczy i... ale jak tak można

A jest tego trochę - wysiałam po paczuszce w kuwetkę. I tak pikować w pracy nie będę, musiałabym szybciutko przewieźć je do domu, a to jest możliwe tylko w jakiś weekend. Przepraszam, że zdjęć nie wstawiam, chociaż wywołałam temat. Kiedy robię fotki telefonem, to na kompie w sumie tylko zielone szlaczki widać i jakoś mało szczegółowe są te zdjęcia - nawet makro. Po prostu moje begusie wyglądają jak Wasze w tym wieku

uwierzcie mi, proszę, na słowo. A o zabraniu aparatu fotograficznego do pracy

zapominam. W ogóle kiepsko o nie dbam - rano przykrywam kuwetki, bo uchylam okno (od parapetu mają ciepłe podłoże, ale powyżej jest dość chłodno), przed wyjściem otwieram kuwetki i sprawdzam, czy ziemia nie wyschła. Podlewam do podstawek, bo boje się nawilżać liście, skoro dotąd na dzień zamykam siewki w szklarenkach. Wciąż mam w głowie, że wilgoć i brak powietrza to idealne warunki dla choróbska. A współpracownicy mają ubaw

"Co tam masz?" - "A roślinki" - "Jakie?" - "Zioło

"
