To było prawie tak jak z "Tajemniczym Ogrodem"... schowany między domami, w miejscu w którym niewiele osób by się go spodziewało był piękny ogród... pełen cudownych bylin, krzewów i drzew... swoim urokiem podbijał wszystkie serca
niestety jak to czasem bywa w pewnym momencie jego opiekunka musiała zająć się ważniejszymi sprawami

a potem pojawiła się działka która zajęła większą część lata i pochłonęła swoim ogromem, i trudnym terenem, wszystkie siły... pielęgnacja tego zielonego zakątka niestety nie mogła być już dalej przez nią kontynuowana...
wtedy jak to czasem się zdarza mimo, że nie planowałam posiadania ogrodu to nie mogłam patrzeć na tą jego samotność... szczególnie, że zaczęły panoszyć się tu pojawiające się w ogromnych ilościach powoje, dzikie wino, bluszcz, barwinek...
pojawił się też oczywiście... rudzik

ten wszędobylski baaardzo ruchliwy patron "Tajemniczych Ogrodów"... niestety jest on tak szybki ze wszelkie próby uchwycenia go na zdjęciach kończą się marnie...
ale mimo, że bardzo płochliwy a w okolicy sporo kotów to puchata kuleczka z rudą plamka pojawia się systematycznie

i zaprasza do obejrzenia zupełnie nowej wersji miniaturowego "Tajemniczego Ogrodu"...
ogrodu schowanego między budynkami... wyrwanego spomiędzy betonu wielkiego miasta... odratowanego z gąszczu powoju... odbluszczowanego... wyrwanego z łap dzikiego wina... w pewnym sensie to jego drugie oblicze które tworzę dopiero od 2 lat... na bazie przepięknych nasadzeń jakie założyła tu moja mama

pewnie nie uda mi się by ten ogród wyglądał tak pięknie jak za czasów kiedy to ona się nim zajmowała ale postaram się nim zająć jak najlepiej i mam nadzieję, że jej się spodoba taka nowa wersja dawnego ogrodu

zapraszam w mój mały zielony świat...
tak jak w prawdziwym "Tajemniczym Ogrodzie" opowieść zacznie się zimą... swój czar skrywa on na razie pod czapą śniegu...
