Oj, opuściłam się w pisaniu i robocie ostatnio strasznie.
Brak czasu, plus ta dobijająca pogoda...
Nadrabiam więc.
Dzika pogoda nie sprzyja roslinom ani ludziom, pracuje się ciężko, wszystko szybko wysycha. Na szczęście zapasy wody szybko uzupełniają się gwałtownymi ulewami. Choć i te są przesadne - nie wiem jak u was, ale u mnie co chwila gradobicia i oberwania chmury. Drzewa się łamią, owoce są strząsane. Na mojej sośnie nadal jeszcze leży powalone tamtym razem drzewo i jakoś nikt się nie kwapi do usunięcia. Chyba pomimo tego że nie jest nasze bedziemy musieli się tym zająć, bo wreszcie sosna nie wytrzyma i huknie mi kiedyś na łeb jak będę plewić grządki. Juz ostatnio straszyła, aż mnie ciary przeszły.
Przez to obijanie się, na grządkach nadal nieład. Pomidory na grządce nadal bez szału, coś mi się zdaje , że klops z tego będzie.
Za to z doniczek się cieszę i nadal czekam na kolor...
A one ciągle zielone. Nie mogę się ich doczekać!
Ten jaśniejszy to pierwszy pomidorek jaki wyrósł na krzakach.
A to ten drugi krzak, w osobnej donicy. Jak widać nie tylko ma inne liście, ale i owoce.
Gdyby kogoś intrygowało co to jest to czarne to odpowiadam - mszyce
Niestety, cały czas walczę. Jak nie ziemiórki to mszyce, a jak nie mszyce to jakiś inny szkodnik, który mi obżarł sałatę i zjadł słonecznik.
Tego ostatniego cały czas szukam, jak widać niewiele się zdały wyczytane metody, obsadzanie czosnkiem itd.
Ale za to mi ładnie wysiane kwiatki kwitną :
i nawet melon mnie chce chyba zaskoczyć, a ja mu takie świństwo zrobiłam spisując go na straty i sadząc w mikroskopijnej doniczce
znajdziesz je na najbliższym złomie....
