Na moim polysciasie, na spodnich stronach liści pojawiły się brązowe drobne narośla. Nie na wszystkich liściach, na niektórych, w różnym nasileniu. Są bardzo trudne do usunięcie, praktycznie usuwają się ale razem z blaszką liściową. Po lekturze forum wypadło na tarczniki lub miseczniki. Jednakże nigdzie nie zauważyłem śladów "lepkiej cieczy". Czy aby to na pewno misecznik?
W punktach ich występowania, pod światło, widać jaśniejsze wyżarte kropki.

Widok ogólny liścia

Zbliżenie

Niekóre liście ponadto zaczynają żółknąć na krawędziach (widać to na pierwszym zdjęciu), potem krawędzie brązowieją i robią się "cienkie i wiotkie. Nie wiem czy mogę to połączyć z powyższym przypadkiem bo nie na wszystkich tego typu liściach są brązowe narośla.
Na początku rzucałem to na karb zbyt mokrego podłoża mimo, że ograniczyłem przez zimę podlewanie (temp. w pokoju ok. 19 stopni) natomiast często zraszam.
Co to za dziadostwo

Poza opisanymi objawami (widoczne żółkniecie a następnie wiotczenie krawędzi liści) roslina wyglada z pozoru na zdrową. Na stożkach wzrostu pojawiły się zalążki nowych lisci. Liscie nie opadają. Od 2 miesięcy podlewam bardzo skromnie co 10-14 dni, ostatnio podlałem wiecej z biohumusem. Oglądałem korzenie, widac je na bryle ziemi, nie sądzę jednak aby było jej jescze ciasno w doniczce.
Warunki: ok. 19 stopni, wilgotnośc ok. 30 %, codziennie lub co drugi dzien zraszam.
Kwiatek stoi w pokoju z ekspozycja zachodnią, w swietle rozproszonym.
Nie zauważyłem, żeby coś małego, szarego łaziło po roślinie czy ziemi. Mam cichą nadzieję, ze to nie jest to. Czytałem (i oglądałem via google) o tym skorkowaceniu liści i przyznam, mozliwe że to jest to... z dwojga złego...
Czy takie zażółcenia liści mogą być skutkiem braku jakiegoś pierwiastka?